Nie każdy lubi muzykę poważna. Wielu oskarża ją o to, że jest zarozumiała i staroświecka, a jej popularyzatorzy jawią się jako drętwi epigoni z lubością strofujący młodych: „wy młodzi powinniście…” , „wy młodzi nie możecie…”. A jeszcze do tego ta cała trumienna atmosfera filharmonii: siwi panowie w garniturach, niemrawi jak filistrzy. A z boku: ich żony – przebrane za wymarłe bóstwa ze starożytnych reliefów; uśmiechy na twarzach ich są zimne i jakby doklejone, ręce nie trzymają nic, nogi – podpierają się wzajem, aby nie upaść i nie zburzyć odświętnej atmosfery „piękna”. Muzyka tak naprawdę mało kogo tu obchodzi, chociaż kręci się gdzieś z boku mała grupka znawców – mówiących do siebie coś prawie że na ucho. Ogólnie jednak ma się wrażenie, że ci szanowni państwo przyszli tu po to, by się pochwalić, że stać ich na bilety. Ten obraz to tylko karykatura, ale i ona także nie wzięła się z powietrza.
Mam wrażenie, że z takiego samego co ja wniosku wychodzą muzycy kwartetu smyczkowego The Time Quartet, którzy w środę, 9 września w Gmachu Centrum Zrównoważonego Rozwoju i Ochrony Przyrody dali swój drugi już z kolei koncert w Cegłowie.
W specjalnie na tę okoliczność przygotowanej sali publiczność mogła usłyszeć utwory z wielu epok, od baroku, poprzez romantyzm, aż po impresjonizm. Stroje galowe w ten wieczór nie obowiązywały.
Było to widowisko magiczne, albowiem artystom dzięki ich kunsztowi, pasji i wyobraźni udało się sprawić, że ta muzyka ożyła tu naprawdę.
Temat koncertu poświęcony był motywom przyrody w muzyce. Każdy fragment zaś poprzedzał wstęp w postaci krótkiej opowieści, snutej przez prowadzącą wieczór Katarzynę Boniecką.
Wieczór otworzył „Poranek” E. Griega – rozpoczynający także pierwszą z dwu suit jego dzieła „Peer Gynt”. Z tego samego utworu zabrzmiała też później „Grota króla gór”. Następnie usłyszeliśmy 2 z 4 „Pór roku” A. Vivaldiego, tj. Wiosnę i Zimę. Później wiolonczelistka, Małgorzata Maśluszczak za sprawą dźwięków swego instrumentu, wyczarowała zebranym Słonia i Łabędzia z saint-saensowkiego „Karnawału zwierząt”. Artyści podzieli się też kilkoma sekretami, zdradzając różne sposoby grania na instrumentach smyczkowych, m. in. pizzicato, czyli gra bez użycia smyczka.
Potem rozmarzyliśmy się wszyscy wraz Robertem Schumannem, aby już za chwilę rozpłynąć się wolno na tle „Gwiaździstej nocy” Klaudiusza Debussy. I tak – zaproszeni na kolejne koncerty, jakie w najbliższym czasie szykuje dla nas TTQ – rozeszliśmy do domów, by marzyć dalej, już indywidualnie, każdy o czym chce.